Obiecałam sobie, że od czasu do czasu, do Starej Makatki wrócę.
Jesień przyszła, a ja jesien bardzo lubię. A żeby się nie powtarzać, okazję do wpisu retro mogę wykorzystać.
I przepisem na pyszne ciacho, ja osłodzić :)
27 wrzesnia 2010 Makatka przy kominku (onet)
„Z tej drogi, którą przeszło za wiosną swoją lato -
już nie patrz na swą, przeszłość, na przyszłość spojrzyj za to.
Ze wzrokiem na zakręcie, za którym jest już jesień,
wciąż czekaj nieugięcie, aż ona ci przyniesie…” *
już nie patrz na swą, przeszłość, na przyszłość spojrzyj za to.
Ze wzrokiem na zakręcie, za którym jest już jesień,
wciąż czekaj nieugięcie, aż ona ci przyniesie…” *
Jesień.
Moja ulubiona pora roku. Kolorowa, pachnąca cynamonem, jabłkami i
śliwkami i bardzo, moim zdaniem romantyczna. Na ogół z romantyzmem
kojarzy się ludziom wiosna i maj, dla mnie, najpiękniejsza jest właśnie
jesień., z jej rudościami, kasztanami i babim latem we wrześniu i
październiku.
Jesień, każdego roku, budzi we mnie wspomnienia wypraw do parku po
kasztany, żołędzie i kolorowe liście, pracowite nabijanie potem w te
skarby zapałek i rzędy wesołych ludków poustawianych na półkach w
pokoju. Ludków, z których każdy miał imię i własną osobowość i historię,
którymi obdarzała je bujna wyobraźnia wrażliwego dziecka, jakim byłam.
Potem jesień we wspomnieniach nabiera soczystego zapachu i koloru
dojrzałych pomidorów, kręconych wieczorami maszynką do mięsa, bo Mama
robiła przeciery, zapachem jabłek z cynamonem i śliwek kiedy w sobotnie
popołudnia w kuchni bulgotały powolutku w garnku, by za chwilę zamienić
się w najpyszniejsze dżemy i powidła.
Ma każda jesień smak szarlotki i świeżych orzechów zbieranych u
Dziadka w ogrodzie, ma bury kolor ubrudzonych od orzechowych skórek
palców. Do dziś uważam, ze najsmaczniejsze są właśnie te
najwcześniejsze, „mokre” jeszcze orzechy włoskie, zerwane prosto z
drzewa.
Jesień to też wspomnienia pierwszych tygodni w szkole, jeszcze
pełnych energii i letniego podekscytowania, zamieniających się powoli w
codzienną rutynę, to wspomnienie ostatnich lekkich promieni słonecznych i
ostatnich popołudni spędzanych na podwórku, zapach nowych podręczników,
temperowanie nowych kredek i wszystko to, co sprawia, że kilkulatek
cieszy się z pójścia do szkoły.
Potem wspomnienia się zmieniają, w bardziej świadome przeżywanie
jesieni, to Dzień Wszystkich Świętych, spędzany zawsze w tym samym
miejscu, w odwiedzinach u tych, którzy odeszli, z wieczorną wyprawą na
cmentarz by podziwiać światełka, i jeszcze przez chwilę chłonąć spokojną
atmosferę tego dnia.
To wróżby Andrzejkowe, lanie wosku, spotkania z przyjaciółmi, to
wyciąganie z szafy, zapomnianych przez wiosenno – letnie miesiące czapek
i szalików, to otrzepywanie płaszcza i czyszczenie butów. To wcześniejsze zachody słońca i wcześniejsze włączanie lampki w pokoju, to
powrót do picia herbaty i częstsze pieczenie ciasta.
I wreszcie jesień, to słota i deszcze, to zimny wiejący prosto w oczy
wiatr, szybkie biegnięcie z przystanku do domu, to otrzepywanie
zmokniętego parasola, a na koniec, zawinięcie się w koc, z kubkiem
herbaty i książką pod ręką.
Dla mnie jesień to najmilsza pora roku. Taką ją lubię, ze wszystkimi jej barwami.
I oto właśnie nadeszła.
* „Jesienna Dziewczyna” Jeremi Przybora
a na jesienne wieczory, fajnie jest upiec sobie:
Pyszne i lekko kokosowe ciasto czekoladowe:
Składniki:
- kostka margaryny do pieczenia
- 4 jajka
- 1,5 szklanki mąki pszennej
- 1 szklanka cukru
- mały kieliszek rumu
- 2 łyżki miodu ( opcjonalnie)
- 6 łyżek kakao
- 6 łyżek mleka
- pół opakowania wiórków kokosowych
- cukier puder
- szczypta chilli
- 2 łyżki proszku do pieczenia
-2 czekolady gorzkie
Margarynę rozpuszczamy w rondelku, lekko ją podgrzewając na małym
ogniu, dodajemy cukier i kakao, mieszamy.
Dodajemy mleko i nadal
mieszając podgrzewamy aż zacznie wrzeć. Chwilkę pozwalamy się pogotować i
zabieramy z ognia, odstawiając na bok do wystygnięcia.
Do miski wsypujemy mąkę, proszek do pieczenia, wiórki kokosowe,
mieszamy, dodajemy miód i rum.
Oddzielamy żółtka od białek, żółtka
dodajemy do ciasta, mieszamy.
Dodajemy przestygniętą masę z rondelka, dokładnie mieszamy, do czasu gdy nie będzie grudek. Jedną z czekolad
kruszymy na bardzo małe kawałeczki, dodajemy pokruszoną do ciasta.
Z
białek ubijamy pianę na bardzo sztywno, dodajemy ją do ciasta i
delikatnie mieszamy, aż się ładnie połączą.
Na wysmarowana tłuszczem blachę wysypujemy bułkę tartą, na to wlewamy
ciasto. Pieczemy ok 45 minut w piekarniku nagrzanym do 180 – 200 st.
W kąpieli wodnej rozpuszczamy drugą kostkę czekolady, dodając do niej
śmietankę, i bardzo energicznie mieszając powoli podgrzewamy, do czasu
gdy się czekolada ze śmietana ładnie połączy.
Na górce, wyjęte z piekarnika ciasto wylewamy polewę czekoladową,
delikatnie rozprowadzamy czekoladę po całym cieście. Kiedy trochę
przestygnie posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz