czwartek, 18 października 2012

Czwartkowy wieczór, rozmowa telefoniczna a Maminką:

M: a wiesz, byłam dziś na Twooim blogu ze zdjęciami
Ja: taaak?
M: tak. Piekne zdjecia z Krakowa dałaś
Ja: ?????? eee?????
M: no z Krakowa, te nowe
Ja: Mamo, ale ja wieki całe nie byłam z aparatem w Krakowie!
M: jak nie byłaś, jak dziś widziałam
Ja: weź no, powiedz mi coś Ty dokładnie oglądała?
M: no, na Twoim blogu. W dziale "lubię i odwiedzam" kliknęłam...
J: Boże mamo! Agi bloga czytałaś nie mój!

no i może się człowiek starać, wstawiać zdjecia, a i tak przyjaciółka przyciągnie publikę ;) ;)


ps. wspomnianego bloga i zdjęcia z Krakowa (i nie tylko)  bardzo polecam :))
o tutaj można obejrzeć :)


środa, 3 października 2012

niekończąca się historia...

... oczywiście remontowa. Kiedy prawie 4 lata temu kupowaliśmy mieszkanie, wiedziałam, że nie od razu się urządzimy. W końcu wiadomo - nie od razu Kraków zbudowano. Byłam więc przygotowana na opóźnienia, na to, że przez jakiś czas (być może dłuższy) dom będzie w stanie "tymczasowym"
Ale, nie spodziewałam się, że ten "czas-być-może-trochę-dłuższy"potrwa aż 4 lata i nawet wtedy, końca remontu nie będzie widać. W międzyczasie odbyło się już zrywanie tynku ze ścian w gotowym, pomalowanym salonie, kucie i naprawianie, zalanego przez sąsiadów przedpokoju, a przecież ten pierwotny remont, nie zdążył się skończyć. A my już naprawiamy...
Ale, ostatnio widać światełko w tunelu. Ponieważ mojego męża taki  stan rzeczy, też nareszcie zaczął męczyć, ruszyliśmy do przodu i oto, od niedzieli, przynajmniej łazienka jest skończona :) Wymaga co prawda jeszcze małego dotknięcia dekoracyjnego, ale remontowo można powiedzieć, że już koniec.
Nareszcie.
Teraz  szukam inspiracji na drobiazgi, wybieram tapety i kolory do przedpokoju, salonu i sypialni, lampy do przedpokoju i kuchni itd. A potem ulubiona, chociaż trzeba przyznać, że i najtrudniejsza dla mnie część. Dekorowanie. Wiem czego chcę, kłopot w tym, że wiem "mniej więcej". Oglądam blogi wnętrzarskie, czasopisma i portale, zachwycam sie aranżacjami, które tam oglądam, ale nie potrafię jakoś ich przenieść na własne podwórko.
Beznadziejna w tym jestem.
Skończy się pewnie na całym mnóstwie zdjęć w ramkach, zamienieniu ścian w galerie i marudzeniu, że znowu jest nie tak jak chciałam.
A jak marudzę, to zwykle ruszam do boju, więc rozpocznę kolejny remont.
I tak w koło Macieju...